Korekta i redakcja – czym się różnią?

Często dostaję zapytanie, czy oprócz korekty zrobię redakcję tekstu albo czy w cenie korekty jest redakcja. W Internecie też pojawiają się takie rozgraniczenia w usługach. W cenie korekty znajduje się zwykle poprawa interpunkcji i błędów ortograficznych, a w cenie redakcji reszta – bardzo niejasno i szeroko pojęta, zwykle niesprecyzowana.

Przyznam, że ja sama mam problem z jasnym oddzieleniem korekty od redakcji. Nie określam kategorycznie, gdzie kończy się korekta, a gdzie zaczyna się redakcja. Czy niewłaściwie odmieniony rzeczownik mam poprawić? Czy zaburzający płynne czytanie szyk zdania też? A może nie? Nie lubię takich dylematów. Jeśli widzę błąd, to poprawiam.

Sytuacja 1. Autor przysyła mi tekst i prosi o „samą korektę”. Biorę tekst, czytam, a tam natrafiam na błędy gramatyczne, logiczne, stylistyczne, typograficzne… I co wtedy? Mam tego nie zasygnalizować Autorowi? Nie poprawić? Mam oddać tekst z błędami, ale za to z właściwą interpunkcją? Rzetelność, moralność korektorska oraz szacunek do Autora mi na to nie pozwalają. Poprawiam zatem wszystko.

Sytuacja 2. Autor teksu z zasady nie ma obiektywnego stosunku do własnego tekstu, nie widzi więc jego niedociągnięć. Co robi? Mając do wyboru droższą redakcję i tańszą korektę, niejasno rozumiejąc ich zakres, pewny swojej pracy i dbały o swój budżet, zamawia „tylko korektę”. I dostaje tekst niedokładnie poprawiony, zatem nie osiągnął celu, jakim było posiadanie poprawnego językowo tekstu.

Dlatego bardzo często, gdy czytam tekst, poprawiam wszystko, co widzę wątpliwego, i sygnalizuję Autorowi, co należy zmienić. Mogę wtedy odetchnąć z ulgą i czystym sumieniem, że praca została należycie wykonana. Z tego też powodu zwykle odradzam Klientom płacenie za najtańszą opcję – korektę podstawową. Proszę mi wierzyć – nikt nie pisze tak dobrze, by wystarczyło mu poprawić tylko przecinki i literówki (poprawiałam też teksty profesorów z kierunków humanistycznych i widziałam jakie kwiatki sadzą w swoich dziełach).

Inaczej wygląda sprawa w wydawnictwach naukowych. Tam zwykle mówi się o pierwszym czytaniu, drugim, trzecim… I to pierwsze wykonuje najbardziej kompetentna/pracowita redaktorka (sprawdza każdy tytuł z bibliografii w bazach internetowych, ujednolica sposób cytowania, wyłapuje błędy merytoryczne oraz poprawia tekst pod względem językowym, interpunkcyjnym i ortograficznym). Drugie czytanie wykonuje najczęściej korektorka, potrzebna jako „drugie oko” – czyta coś, co ktoś inny już zredagował, poprawia tylko interpunkcję, ortografię, stylistykę, literówki. Po składzie i złamaniu tekstu robi się jeszcze trzecie czytanie i wtedy oprócz sprawdzenia drugiego czytania dochodzą kwestie typograficzne: układ tekstu czcionki, interlinie, „ogonki” itd.

Voilà.

Dodaj komentarz